sobota, 24 listopada 2012

Nie, nie jesteś z Las Vegas.

Jakoś się to potoczyło.
Jakoś tak się stało.
Dunno.

- Lilianko, odrobiłaś zadanie?
- Proszę wyjść z kosmosu. Proszę szybko stąd wyjść. 

Dostałam wczoraj swój wykaz ocen i stwierdziłam, że jestem jebanym geniuszem. Będzie piątka z chemii. Love.

Swoją drogą, kiedy człowiek się budzi, będąc na haju tabletkowym to pierwsze pięć minut po otworzeniu oczu jest istnym rajem na Ziemi.
Pięć minut. Potem dociera do człowieka rzeczywistość.
Dobra, nie. Dziś było inaczej.

Staraj się odespać cały tydzień. Niech o dziewiątej rano do twojego pokoju wleci całe wujostwo, kuzynostwo i... dziadostwo (?), krzycząc "JAK ONA UROSŁA, JAK ŚLICZNIE SIĘ ŚLINI PRZEZ SEN, O JEZU, WSTAWAJ, SZKODA DNIA, KROWY DOIĆ".
Tak.

- Jesteś dziwką.
- A i tak zarabiam dwa razy tyle co twoi rodzice, bijaaaacz!

-... CZEMU NAPLUŁAŚ KOLEŻANCE DO OKA?!
- Bo było wyłupiaste. 

Jest dobrze, poza faktem, że moje zdrowie nie pozwala mi się cieszyć osiągnięciami, które kosztowały mnie rozpierdoleniem się w drobny mak, patrząc w ekran telefonu, podczas wsiadania do autobusu.
Again! Spotkanie bliższego stopnia ze szpitalem tuż po BxC. Ohsz fuck. Please, don't.

Właśnie, BxC. Kozplej jest. Materiał miał być błękitny, ale chuj. Znalazłam tylko szafirowy. Ale przynajmniej ładnie wygląda i jest piknie skrojony. Cóż, pasowałoby jeszcze znaleźć halkę, lecz nie nalegam.
I zajebiste falbanki ma ta kieca. Kocham się za nie.
Tylko.. Wig. Cóż, może nie będzie się aż tak gryzł ze strojem, ale jak mu zrobię grzywkę, to styknie. Będzie osom.

Właściwie to na BxC mam średnią ochotę. Nie przez sam w sobie konwent, nie przez samopoczucie, które jest zajebiste, tylko przez zdrowie właśnie.
Ale chuj.
Bo...
BĘDZIE SHIRO.
SHIROSHIROSHIROSHIRO.
Shi-Shi-Shiro nic tak nie boli jak konwentowe prysznice.
Aghhhhh, aż się nie mogę doczekać.
Mam tylko nadzieję, że POKONASZ SWÓJ OGAR, MÓJ DROGI i jakoś się zgadamy. JEŚLI TAK TO BĘDZIE KONWENT ZAJEBISTY.
Dobra, Lilka ogarnij się. 

Siedzę. Siedzę na tyłku i robię paczkę dla Sebastiana, albowiem 6 grudnia już niedługo.
Jednocześnie wyczekuję swojej paczki.
Boże, jak cudownie.

- Czeeeeść! Jak było? C:
- ZJEBANIE. GRZEBALI MI W KOLANIE.
- O, widzę że masz wenę i rymujesz! Tak trzymać!
Drogi bliźniaku, jesteś idiotą.

I jadę na obóz wokalny, już zdecydowałam. He- he - he. Będzie osom. ZAPEWNE DLATEGO, ŻE NIE JADĘ SAMA. <tuwstawserduszkoiwogóle klarnettańczynapianinie>

- Ej, to mogę jechać na ten konwent?
- Tak, myślę, że tak.
-... Ale nie odwozi mnie na niego ojciec, nie?
- Który?
-... A ILU JA MAM OJCÓW?!

Gdzie ja żyję.
I tak btw. ZNÓW MAM DŁUGIE WŁOSY >D
Pejsy jak u Yuno.



No, brałabym to wszystko.
Brałabym nawet witaminę C, gdyby była zakazana.
Hahahaha. 
Nakurwiamy na same szczyty.
Dreszcze, dreszcze.
Trochę martwo, ale dobrze. <3



"The worst is over now and we can breathe again
I wanna hold you high, you steal my pain, away
There’s so much left to learn, and no one left to fight
I wanna hold you high and steal your pain"



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz